Bajka 2010 |
Książka
zaczyna się jak niejedna baśń. Małżeństwo bardzo pragnie mieć dzieci, lecz nie
jest im dane ich mieć. Pewnego wieczoru, na progu ich domu
staje przemoczony do suchej nitki i wyglądający jak kupka nieszczęścia, mały
diabełek. Ma zostać tylko na chwilkę, jednak ludziom trudno jest się z nim
rozstać. Po jakimś czasie i mężczyzna i kobieta, przyzwyczajają się do niego:
do jego nałogowego zbierania różnych przedmiotów (czyli kradzieży), ziania
ogniem, gdy jest nerwowy, ale i do tego, że potrzebuje ich czułości – chcą by
został z nimi. Wtedy nagle diabełek znika, a zrozpaczeni ludzie wyruszają na
poszukiwania. Podróż odmienia ich życie, zwłaszcza, że w końcu trafiają na łąkę
pełną małych diabełków, a ich podopieczny okazuje się jeszcze większym łobuzem,
niż im się wydawało. Nie martwcie się jednak, wszystko skończyło się dobrze,
chociaż ani troszeczkę tak, jak się spodziewaliście.
Zaskakujący
zwrot fabuły spowodował, że ja, już dawno wyrosła z grupy docelowej niniejszej
czytanki, czyli 5+, czytałam ją z niesłabnącym zainteresowaniem. Oprócz
przewrotnego pomysłu (chodzi w końcu o diablątko!!) bardzo spodobało mi się
także przesłanie tej bajki. Oczywistym jest, że pokazuje ona moc
prawdziwej miłości – takiej akceptującej wady i zalety osoby, którą się ją
obdarza - która jest w stanie odmienić rzeczywistość (albo po prostu sprawić,
że dzięki zrozumieniu, przestaniemy kogoś postrzegać jako diabła). Doszukałam
się tutaj jednak czegoś jeszcze. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że książka ta
poniekąd mówi o relacji między rodzicami adopcyjnymi a nowym członkiem rodziny.
Adoptowane dziecko często reaguje agresją (diabełek zionie ogniem, gdy ktoś
chce go pogłaskać), która jest reakcją obronną przed ewentualnym zranieniem
– bo co się stanie jeśli ich pokocham, a oni mnie oddadzą? Z drugiej
strony może też nadgorliwie zabiegać o to, by móc z nowymi rodzicami zostać
(diabełek sprząta, zmywa naczynia, zastawia stół). Ile to razy także „życzliwe
sąsiadki” (zawsze się ktoś taki trafi, gorzej jeśli to ktoś z rodziny) traktują
z góry adopcyjne dzieci, bo to - jak się to mówiło w mojej okolicy -
„podciepy”. Pokazuje, że trzeba również przygotować się na takie, a nie inne,
reakcje ze strony nieprzychylnego środowiska i stale z dzieckiem rozmawiać, o
tym, że nie ważne co mówią inni. Poza tym przypomina, że trzeba wiele
cierpliwości, by nauczyć się zachowań i przyzwyczajeń tej drugiej strony, i
wypracować swoje własne, wspólne. Tak czy siak, to przede wszystkim bardzo
mądra książka o sile prawdziwej miłości.
Czego
innego jednak można było się spodziewać po autorce? Maria
Ewa Letki w 2009 roku otrzymała przecież Medal Polskiej Sekcji IBBY za
całokształt twórczości. Jej bajka o małym diabełku, albo raczej całym
stadzie takich małych potworków, jest ciepła, zabawna i momentami nieco
awanturnicza. Całość dopełniają wspaniałe ilustracje Agnieszki Żelewskiej, z
których najczęściej patrzy na nas kudłaty, mały stworek, o bardzo ludzkich,
pełnych emocji oczach.
Wartości edukacyjne
|
Wady diabełków, to tak naprawdę
wady, które posiada wiele dzieci (i dorosłych także). Cała sztuka polega na
tym by zrozumieć, że nikt nie jest idealny, a bliskich kocha się nie tylko za
ich zalety, ale także za ich wady. Prawdziwa siła miłości to siła
zrozumienia. Ważny dla mnie aspekt bajki to ten, związany z adopcją.
|
6/6
|
Koszmarkowatość
|
Ilustracje nie przerażają, tekst
też nie. To co jest najważniejsze dzieje się poza tekstem: między rodzicem a
dzieckiem.
|
1/6
|
Estetyka
|
Diabełki mimo iż potrafią się
bardzo się złościć i ze złości gryźć lub zionąć ogniem, są bardzo sympatyczne
i zabawne.
|
4/6
|
Pomysłowość
|
Trafne połączenie baśni i ludowych
podań. Zaskakujący zwrot akcji.
|
5/6
|
Inne walory
|
Proste zdania, nieskomplikowany
język.
|
5/6
|
Dostosowanie do wieku
|
Duża czcionka i sporo światła na
stronach ułatwi samodzielne czytanie. Świetna lektura dla dziecka, które zaczyna
rozumieć powagę i znaczenie relacji społecznych i musi się w nich odnaleźć.
|
0-7
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz