niedziela, 31 stycznia 2016

Szponiarz widzi, Szponiarz wie - "Szponiarz"

Podczas lektury Szponiarza przypomniało mi się, że pośród podwórkowych opowiastek mojego dzieciństwa, bardzo popularna była taka o ŻÓŁTYCH OCZACH. Niestety nie pamiętam, co takiego robiły i skąd się wzięły, ale wystarczyło o nich wspomnieć, by napędzić komuś pietra. Zwłaszcza, gdy robiło się to po zmroku lub w piwnicach, do których – chociaż oczywiście nie było wolno – często się zapuszczaliśmy. ŻÓŁTE OCZY były po prostu złe i tylko czekały na to, by kogoś sobie upatrzyć i…i tutaj możecie wstawić dowolne, byle było okropne. To chyba ich bezwzględność, która najmocniej wryła mi się w pamięć, odróżniała je od Szponiarza. Monstrum opisane przez Johnsona nie jest potworem, który wybiera ofiary na oślep. Chociaż jego serce to tylko kupka pyłu, nie jest on na wskroś zły. Szponiarz powstał z popiołów człowieka, który został spalony przez własne, chciwe dzieci - spotkało go niewyobrażalne okrucieństwo i to z rąk najbliższych. Nic dziwnego więc, że jego dusza nie potrafiła zaznać spokoju. Nieszczęśnik mści się więc wciąż na złych ludziach. Jeśli nie masz jednak niczego na sumieniu - nic ci nie grozi i możesz spać spokojnie. Poza tym nie zatracił on swojego człowieczeństwa: jest czuły na krzywdę innych i tęskni za swoim psem. 

Nie wiem, czy Johnsonowi naprawdę zależało na tym, by Szponiarz kogokolwiek wystraszył. Źle wyważył elementy budujące fabułę i zepchnął go na boczny tor, eksponując nadmiernie problemy Lucy. Główna bohaterka książki, wbrew swojej woli, znalazła się w „przyjacielskim trójkącie”. Nie będę was zamęczać szczegółami tego klasycznego dramatu, w skrócie wygląda to tak: Amy coraz więcej czasu spędza z Natali, której Lucy szczerze nie znosi. W wyniku nieporozumienia daje w końcu upust nagromadzonej w sobie złości i rani Amy mówiąc coś czego nie powinna. Oczywiście żałuje swoich słów, męczą ją wyrzuty sumienia, potęgowane na dokładkę gorączką i chorobą. Szponiarz przydarza się dziewczynce zupełnie "przy okazji" - bo jest Halloween i kupiła kasetę w antykwariacie. Z początku bierzemy go tylko za omamy dziewczynki, która i bez gorączki ma nad wyraz bujną wyobraźnię. Wszystko oczywiście kończy się dobrze, bo zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji, trzeba tylko chcieć je dostrzec, nawet jeśli jest ono niekonwencjonalne.

Szponiarz to zapis miejskiej legendy  - jakich wiele - w wersji soft dla młodziutkiego czytelnika. W moim odczuciu została ona potraktowana przez Johnsona po macoszemu i wykorzystana tylko jako tło, dla przekazania treści bardziej dydaktycznych. Głównie bowiem czytamy tutaj o zazdrości, przyjaźni - prawdziwy przyjaciel akceptuje nas takimi jakimi jesteśmy i potrafi wybaczyć –, a także o tym, że w złości i pod wpływem emocji bardzo łatwo można kogoś zranić. Jeśli zdecydujecie się na tę lekturę, myślę, że zwłaszcza o tym ostatnim „problemie” warto porozmawiać z dzieckiem, które panowania nad emocjami dopiero się uczy i może mieć problem z zaakceptowaniem tego, że sobie z nimi nie radzi. Kłopot Lucy może wydać się wam wyolbrzymiony i po prostu irytujący, ale jako dorośli nie mamy w sumie prawa jej ocenić. Mamy zupełnie inną perspektywę. Problemy dzieci, nawet jeśli wydają się nam śmieszne, dla nich są przecież jak najbardziej poważne.

Książeczka ta, chociaż porusza kwestie bliskie każdemu dziecku, niestety się już dezaktualizowała. Dla obecnego 10-12 latka może okazać się niewystarczająco straszna, a wręcz zbyt infantylna. Dla młodszych dzieci znowuż, do samodzielnego czytania – jest za długa. W każdym razie jeśli zdecydujecie się na wspólną z pociechą lekturę, zdobądźcie gdzieś kasetę magnetofonową, by móc wytłumaczyć dziecku o czym w tekście mowa. Zagrożenie opisane w książeczce pochodzi bowiem z czasów, gdy potwory mogły gnieździć wszelkiego rodzaju taśmy. Szponiarz „mieszka” akurat w magnetofonowej.

Jeśli gdzieś macie jeszcze sprzęt zdolny do odtworzenia kasety, może pokusicie się o nagranie własnej historii? To mogłaby by być świetna zabawa, a i lektura nie poszłaby wtedy na marne. Wątpię bowiem byście ją zapamiętali i w ogóle do niej kiedyś wrócili. Z jednej strony za mało w niej Szponiarza, z drugiej wałkowany w kółko problem Lucy nuży, jak mało co. W tej opowiastce wyraźnie czegoś literacko zabrakło (i nie chodzi mi tylko o kiepski warsztat), chociażby minimalnego napięcia fabularnego, które wzbudziłoby w czytelniku poczucie zagrożenia.



Wartości edukacyjne

Po lekturze można podumać trochę o przyjaźni, zazdrości, wybaczeniu, przepraszaniu, kłamstwie, złości i emocjach.
4/6
Koszmarkowatość
Szponiarz nie jest na wskroś zły i chociaż ma straszyć, to niestety autorowi nie udało się osiągnąć tego efektu.
2/6
Estetyka
Na okładce CHYBA jest dziewczynka. Tytuł za to przekonująco sugeruje, że to będzie lektura pełna grozy.
2/6
Pomysłowość


Miejska legenda wykorzystana jako tło do rozważań nad przyjaźnią itd. Zmarnowany motyw.

3/6
Inne walory
Przypomniała mi o istnieniu kaset magnetofonowych. Miałam też frajdę z „rozbebeszania” jednej do końca. Można to potraktować, jako małą lekcję historii sprzętu i pokazać dziecku, jak to kiedyś było.
5/6
Przystosowanie do wieku
Za długa dla młodszych dzieci, a zbyt infantylna dla 10-12 latków.
x

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz