Strachopolis, miasto regularnie, bo raz w
miesiącu, nawiedzane przez kataklizmy - od wiewiórek mutantów po deszcz
ognistych meteorytów - i najeżdżane dosyć często przez Marsjan. W jego
trzewiach czujnie śpi nieodgadniona magia, a ulice i podziemia zamieszkują
potwory (głównie takie, które poddano resocjalizacji). Niestety nie brakuje
tutaj także takich, które ukrywając się w ludzkiej skórze (a tych z wiadomych
przyczyn resocjalizacji się nie poddaje). Poza tym, jak na szanujące się
miasto-katastrofę przystało i to ma swoje sekrety. Nie bez powodu jest więc
labiryntem, który nie lubi wypuszczać raz złapanej zdobyczy. Czyż nie jest to
idealne miejsce na przeżycie przygody życia? Jeśli tylko macie na taką ochotę:
zapraszam do lektury.
Tuż po tym, gdy czytelnik otworzy książkę,
natknie się na galerię nietypowych portretów. Z obrazów spoglądać na niego
będzie szereg postaci – jak łatwo się domyślić bohaterów powieści. Wystarczy
zawiesić oko np. na Johnie Tronie i Ściekowej Wróżce (w ogóle co to za imiona!)
i już od razu wiadomo, że Strachopolis będzie
opowieścią, w której strach, owszem się pojawi, ale tylko na pół gwizdka,
więcej będzie tutaj śmiechu i karykatury. Jakież więc jest nasze zdziwienie,
gdy na początku lektury autorka wrzuca nas w sam środek dramatycznych wydarzeń:
posiadłość Baltazara Brylskiego, najlepszego pośród Pogromców Strachu, strawiły
płomienie. Jednak to nie widok pogorzeliska wywołuje grymas bólu na twarzach
zebranych (chociaż nie wszyscy tutaj mają empatyczne odruchy) lecz to, że
pośród zgliszczy odnaleziono maleńkie kości. A te z pewnością należały do
dzieci Baltazara…
Następnie akcja przenosi się kilka lat do
przodu. Brylski ginie, a jego talizman i znak Pogromcy trafia na szyję chłopca,
który odkąd pamięta mieszka w kanałach. Nie jest oczywiście sam.
Nim i jego siostrą Niezapominajką opiekują się potwory: muzykalny zombie Janko
Wybrykant, mądry Chimeron, Zielona Pantera, Jednonogi Niedźwiedź, Rentgenowy
Lucjan i wyśmienity szef kuchni, przy którym może schować się Gesslerowa,
Pascal i inni kucharscy celebryci – Wampir Anastazjusz. Trzeba przyznać, że to
doborowe towarzystwo. Spokojne życie „kanałowców” przerywa jednak nalot
antypotworzystów, których zadaniem jest wyłapywanie potworów. Gdy w ich ręce
trafia dwójka dzieci i okazuje się, że to uznani lata temu za martwych
potomkowie Baltazara, całe Starchopolis zostaje postawione na nogi. Dzieci
poznają swoją ludzką rodzinę: dwie ekscentryczne - ciotki Relanię (przemieszcza
się na rowerku i zawsze ma w torebce relanium) i Grozillę (wszędzie jeździ
czołgiem). Kostek szybko poznaje także przykry smak sławy i postanawia
zawalczyć o swoją tożsamość - sam chce odkryć kim naprawdę jest. Pragnie
również wyjaśnić, kto jest winny śmierci jego ojca i przy okazji uratować
mieszkańców Strachopolis. Z pomocą przychodzą mu nie tylko zaprzyjaźnione
potwory, ale także pogromczyni R.I.P. i Przerażający Igor.
Wyobraźcie sobie, że to co opisałam to
zaledwie początek przygody. Tutaj akcja pędzi jak torpeda, łatwo zapętlić się w
zaskakujących zbiegach okoliczności i pogubić w zwrotach akcji. Dziecko
podczas lektury na pewno nie będzie się nudziło. Nawet dorosły, który szybko
przewidzi – trafnie – kolejne wydarzenia i prędziutko domyśli się rozwiązania
zagadki, nie będzie się podczas lektury nudził. Wszystko to dzięki
rollercoasterwi odczuć, które będą mu towarzyszyć podczas czytania: od dreszczu
niepewności, po łzy wzruszenia. Oprócz tego mocno na jego wyobraźnię będą
wpływać ukazane, bardzo wyraziste, postacie i absurdalne sytuacje w których się
znalazły. Miałam jednak wrażenie, że momentami autorka przesadzała z
hiperbolizacją i to, co w zamierzeniu miało być śmieszne i zaskakiwać,
odbierałam jako wciśnięty w tekst na siłę żart, który nie spełnia swojej
funkcji. Ten feler pisarka naprawiła jednak w inny sposób: przekłuła rozdęty
powagą balon pewnego motywu literackiego – mam na myśli motyw sieroty. W jej
wykonaniu polityczną poprawność diabli wzięli. Dzieci bezpiecznie czują się w
kanałach, Niezapominajka uspakaja się tylko wtedy, gdy puszcza się jej horrory,
a Kostek umniejsza rolę więzów krwi – zwłaszcza jeśli te mają determinować jego
przyszłość.
Strachopolis zawiera w sobie niesamowitą wartość
dydaktyczną. Społeczeństwo szybko naznacza Kostka, określa jego miejsce w
szeregu. Podobnie czyni z potworami. Zombie lądują w szwalniach,
a wampiry w ośrodkach medycznych. Nikt nie bierze pod uwagę tego, że mogą mieć
uczucia i marzenia – albo się przystosują albo zostaną wyeliminowane. I łatwo
byłoby to wytłumaczyć tym, że szufladkujemy INNYCH, że czynimy to ze strachu,
chcemy ich podporządkować naszym normom, by nam nie zagrażali. Dlaczego jednak
robimy to także tym, którzy są tacy jak my? Syn pogromcy musi zostać pogromcą i
kropka – czy kogoś interesują jego potrzeby? Ale jak może być inaczej, skoro
także sami wbrew sobie spełniamy oczekiwania, próbujemy na siłę wcielać się w
rolę, jaką wyznacza nam społeczeństwo? Kostek pokazuje nam, że wcale niczego
nie musimy. Jedynym co powinniśmy, to znaleźć własną drogę, mieć w sobie odwagę
na zaakceptowanie samego siebie. Powinniśmy się także nauczyć pozwalać na to
innym, zamiast wciskać ich w "jedynie słuszne" ramy. Nie zawsze jest
to łatwe, ale jak pisze w pamiętniku Baltazar, a co my czytelnicy powinniśmy
wziąć sobie do serca: prawdziwy pogromca
strachu, to nie ktoś kto nigdy się nie boi, ale ten kto mimo strachu stawia
czoło przeciwnościom losu.
Wieczorek w książce dla dzieci wyłożyła nam
w dość przewrotny sposób konsekwencje gatunkowizmu, o którym pisali m.in.
Coetzee i Tokarczuk. Ludzkość ustanowiła samą siebie istotą
wszechrzeczy i pod swoją „definicję” nagina rzeczywistość. Podczas lektury nie
mogłam oprzeć się skojarzeniu z obozami koncentracyjnymi. Spójrzmy bowiem na
uprzemysłowienie potworów, hodowanie ich cierpienia, odbieranie prawa do
decydowania o własnym ciele. To wszystko już było, a właściwie to trwa nadal,
tylko, że w naszym realnym świecie. A my odwracamy wzrok i udajemy, że to się
nie dzieje lub udajemy, że tak właśnie ma być.
Ilustracje Nikoli Kucharskiej w pełni oddają
przerysowanie i komizm treści. Szczególnie moją uwagę przykuwała mimika postaci
- wyrażająca przy pomocy prostej kreski pełen wachlarz uczuć. W Strachopolis pod powierzchnią śmiechów,
chichów, karykatury i ohasztagowanych rozdziałów, odnajdujemy bardzo dużo
prawd, które otwierają umysł dziecka i poszerzają jego horyzonty, także te
emocjonalne. Ze względu na mocne przymrużenie oka opowieść o Kostku oddala się
od dziecięcego horrorku i skręca bardziej w stronę powieści przygodowej,
detektywistycznej z elementami grozy.
Autor: Dorota Wieczorek
Tytuł: Strachopolis
Ilustracje: Nikola Kucharska
Wydawnictwo: Skrzat
Wydanie: I
Rok wydania: 2015
Oprawa: miękka
Ilość stron: 318
Cena: -
Wartości
edukacyjne
|
Przede
wszystkim trzeba wierzyć w siebie, a wtedy świat nawet w najgorszych opałach
nie wyda się taki zły, znaleźć w życiu własną drogę, a nie iść tą, którą
wytyczają nam inni. I jeszcze pamiętać, że zło może się ukryć pod sympatyczną
maską.
|
6/6
|
Koszmarkowatość
|
Mimo,
że potworów naprawdę mamy tutaj dostatek, to bardziej przeraża nas to co społeczeństwo robi z niepodporządkowanymi jednostkami niż to do czego zdolne są wampiry, zombie
itp.
|
2/6
|
Estetyka
|
Spora
czcionka i rysunki nie pozwolą się „zmęczyć” młodemu czytelnikowi.
|
3/6
|
Pomysłowość
|
Nie
jest to może książka odkrywcza ani unikatowa, ale treść została podana w
ciekawej formie.
|
5/6
|
Inne
walory
|
Sporo
rozładowującego akcję humoru.
|
4/6
|
Dostosowanie
do wieku
|
Książka
idealna na ucznia szkoły podstawowej. No i dla dorosłych ;)
|
8+-100
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz