Do
niedawna Lichotek nie miał nikogo bliskiego. Teraz nie dość, że odzyskał
rodziców (w sumie to już dwukrotnie), mieszka z nim Niania Flanelcia i Partacz,
to jeszcze w jego życiu pojawiła się malutka Matylda. Tak
moi drodzy, dobrze przypuszczacie: familia Stubbsów się powiększyła. A jak na
rodzinę czarodziejów i mandzideł (zwłaszcza, gdy takie wykąpie się w smoczej
krwi) przystało, Matylda nie może być zwyczajnym bobasem. Po prostu nie ma
mowy! Wyjątkowość Tylci oczywiście ściągnie na naszych bohaterów sporo
kłopotów. Prawdę mówiąc one i tak wyjątkowo do nich lgnęły, więc dziewczynka
zmieni tylko ich kaliber.
Gdybyście
nie pamiętali, co działo się w dwóch poprzednich częściach przygód Lichotka, to
już wam przypominam, co i jak. Chłopiec jak wiemy pozostaje nadal
troszkę na bakier z higieną. Swego czasu niezbyt miłym zapachem zaskarbił sobie
miłość Partacza, który nawet, gdy chłopak śmierdzi już dużo mniej, pozostaje mu
wierny. Ten specyficzny Lichotkowy sposób bycia, wynika z trudnych
warunków w których dorastał. Prawną opiekę miał nad nim bowiem okrutny
czarnoKsiężnik Bazyli Deptacz. Szubrawiec nie dbał o chłopca w ogóle i wyżywał
się na nim na każdy możliwy sposób. Gdy naszemu bohaterowi, w końcu udało się
„zlikwidować” tę wredną kreaturę i uratować rodziców wydawało się, że już nic
przykrego nie może go spotkać. Niestety koledzy „po fachu” Deptacza postanowili
się zemścić, i pech chciał, że w ich vendettę wplątał się także niejaki Dragodon.
Gdy i z tych tarapatów udało się Lichotkowi wyjść obronną ręką (i znów uratować
rodziców) okazało się, że już podążają za nimi następne.
Przy
trzecim podejściu (Lichotek i czarodzidło)
zło zaatakuje z najmniej oczekiwanej strony - i to chyba najgorszej z możliwych
bo polityczno-prawnej. Nie ważne czy człowiek, czy czarodziej, jak
się raz ktoś dostanie w imadło rzekomej sprawiedliwości, to wydostać się
właściwie nie sposób. Boleśnie przekonują się o tym Lee i Sam Stubbsowie.
Nasi bohaterowie zostają przesłuchani w związku z „Dragodonową aferą” przez
Bractwo Czarodziejów, w którym podstępem władzę przejmują chciwi i podli
czarownicy. Nie ważne czy Stubbsowie są winni czy nie – chodzi tylko o to by
ich rozdzielić i uwięzić. W wyniku spisku Lichotek wraz z Matyldą trafiają do
Kasztanowego Zamku, który okazuje się być labiryntem pułapką. Na szczęście
mieszka w nim dosyć ekscentryczny włamywacz-czarnoKsiężnik, który ma dług
wdzięczności wobec ojca Lichotka. Jak w kółko powtarza: Sam Stubbs mu
„przechruścił”, dzięki niemu nie wylądował więc w więzieniu dla szumowin
czarnoKsiężników. Poza tym Ignacjusz (bo tak ma nasz nowy przyjaciel na imię)
zauroczył się Matyldą i zapałał ogromnym uczuciem do elektrycznej szczoteczki
do zębów. Nie ma więc mowy by nie pomógł naszemu głównemu bohaterowi uporać się
z zagrażającymi jego rodzinie kanaliami.
W Lichotku i Dragodonie napiętą
atmosferę i udzielające się dziecku poczucie zagrożenia rozładowywały
przerysowani i karykaturalni wrogowie oraz Partacz. Jego
typowo psi sposób postrzegania rzeczywistości i „śmierdzącego dzieciaka” był
naprawdę zabawny. Nic jednak nie jest w stanie przebić „rozładowywacza” części
trzeciej, czyli Igiego. Nie dość, że jak na czarnoKsiężnika przystało nie ma
zbyt lotnego umysłu, przekręca wyrazy aż miło (i trzeba się nieco wysilić, by
zrozumieć o co mu chodzi) i śmierdzi, to jego podejście do Matyldy jest
niesamowite. Z jednej strony rozczula nas tuląc bobasa, z drugiej jego szczere
przerażenie, że „TO zdechło”, gdy mała zasypia, zwala z nóg. Ta postać
zdecydowanie wysunęła się na pierwszy plan i sprawiła, że Lichoteka i
czarodzidło przeczytałam z wypiekami na twarzy - i to za jednym zamachem.
Przeżywając
kolejną przygodę Lichotek nauczył się, że zło jest przewrotne i ma wiele twarzy. Bazyli
Deptacz był po prostu na wskroś podła istotą, Dragodon do przyjemniaczków też
nie należał, ale budził w czytelniku współczucie, pokazał bowiem, że motywacja
do czynienia zła bywa różna. W trzeciej części okazało się, że oprócz typowych
wcieleń, jak uroczy potwór Flegmin Wrzód (przeciwieństwo Robin Hooda), zło może
się kamuflować i mieć dobroduszną, przyjazną twarz. Chłopiec odkrywa, że nie
zawsze sympatyczni i pomocni ludzie są dobrzy, a śmierdzący i brzydcy, to podli
nikczemnicy. Wniosek z tego taki, że nie wolno oceniać innych po pozorach -
czarna chmurka nie zawsze zdradza niegodziwca – bo łatwo się pomylić.
Karty
tej baśniowej powieści kipią od niespodziewanych zwrotów akcji i zbiegów
okoliczności. Lichotek musi stawić czoła ożywionym stworom,
gigantycznej zbroi, mściwym czarnoKsiężnikom i strażnikom Bractwa. Na
dokładkę pilnuje jeszcze zadziornej i rezolutnej Matyldy i myśli za niezbyt
lotnego Igiego Mękołę. Dynamika zdarzeń wymusza na nim podejmowanie szybkich
decyzji: jego mózg pracuje więc na najwyższych obrotach. Nie sposób nie polubić
chłopaka za jego odwagę, spryt i zdecydowanie. Najważniejsze: Oglivy przypomina
dorosłym, że dla dzieci nie ma rzeczy niemożliwych i że ich pomysły mogą
przynosić nieoczekiwane efekty - warto więc wziąć ich zdanie pod uwagę.
Trudno
się oprzeć aurze niesamowitości, która bije od trzech tomów przygód Lichotka. Każda
część została napisana lekkim, łatwym w odbiorze językiem, suto okraszona
humorem i po brzegi wypełniona dynamiczną akcją.Oglivy pokazał nam magiczny
świat, zamieszkały przez wyraziste i ciekawe postacie. Co najważniejsze każda z
nich została dopracowana i posiada swój własny niepowtarzalny charakter.
Znalazło się tutaj też miejsce na złowrogi mrok i dreszcze - książki potrafią
wzbudzić sporo skrajnych emocji. Szczerze mówiąc, szkoda, że
trzecia część przygód Lichotka jest ostatnią. Chociaż końcowe zdania trzeciego tomu,
dają pewną nadzieję na kontynuację.
P.S. Co do
okładki mam takie same zastrzeżenia, jak do wydania tomu drugiego z 2006 roku:
"I co do diaska z tą okładką? Czy ona miała być jakaś wodoodporna? Jeśli
tak to chyba z równą skutecznością co flagowce Sony... W każdym razie w dotyku
ta guma jest nieprzyjemna, ma ostre i raniące kanty (!), a wizualne też w sumie
żaden szał. Przypomina mi szkolne (brrrr) okładki do zeszytów. Mam
nadzieje, że planowane wznowienie będzie miało „normalną” miękką oprawę."
Wartości
edukacyjne
|
Przede
wszystkim trzeba wierzyć w siebie, a wtedy świat nawet w najgorszych opałach
nie wyda się taki zły. Poza tym nie należy oceniać innych po pozorach. Bo zło
może się czaić za bardzo przyjazną maską.
|
6/6
|
Koszmarkowatość
|
Klasycznych
elementów grozy tutaj nie znajdziemy wiele. Głównie przerazi nas bezsilność
niewinnych ludzi, wobec fałszywej władzy.
|
3/6
|
Estetyka
|
Przykuwająca
wzrok odblaskowa okładka, sugestywne szkice świetnie korespondujące z
tekstem. Na minus „gumowatość” okładki
|
3/6
|
Pomysłowość
|
Za
Igiego maksymalna liczna punktów J
|
6/6
|
Inne
walory
|
Duża
czcionka i niebanalny humor
|
5/6
|
Dostosowanie
do wieku
|
Książka
idealna na ucznia szkoły podstawowej. No i dla dorosłych.
|
8+-100
|
Autor: Ian Ogilvy
Tytuł: Lichotek i
czarodzidło
Tytuł oryginalny: Measle
and The Mallockee
Tłumaczenie: Paweł
Łopatka
Ilustracje: Chris Mould
Wydawnictwo: Wydawnictwo
Literackie
Wydanie: I
Rok wydania: 2006
Oprawa: miękka
Ilość stron: 317
Cena: 29,99 zł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz