czwartek, 24 września 2015

Magia nieszczęśliwych zakończeń /Straszne bajki dla niegrzecznych dzieci – Marcelina Kosińska/

W przeszłości, pojawiające się w opowieściach Baby Jagi, skrzaty, potwory, smoki w dużej mierze miały charakter dydaktyczny, wynikający z chęci popularyzacji określonych zachowań. Z czasem owe stwory się skomercjalizowały. Współcześnie „demony” mają przede wszystkim bawić, w mniejszym stopniu uczyć i straszyć. Obecne potwory, raczej psocą niż stanowią realne zagrożenie, często pomagają człowiekowi lub same pomocy potrzebują - nie sposób traktować ich więc poważnie. Marcelina Kosińska, autorka Strasznych bajek dla niegrzecznych dzieci, postanowiła sięgnąć do korzeni, odkurzyć pierwotne znaczenie i funkcje strachów. Trzeba przyznać, że sam pomysł był bardzo ciekawy (podobny do tego z książki Bajki dla niegrzecznych dzieci i ich troskliwych rodziców słowackich autorów Dušana Taragela i Jozefa Gertiliego Danglára), niestety jego wykonanie pozostawiło wiele do życzenia. W osiągnięciu celu przeszkodził brak konsekwencji: obok treści makabrycznych i przesyconych mrokiem i brutalnością, autorka umieściła także opowieści smutne, lekkie i komiczne.


Zanim jednak przejdę do omawiania książki chciałabym się zastanowić, dlaczego w ogóle chcemy straszyć dzieci i jak to najczęściej robimy. Alicya Rivard jest przygotowana i ma etatowego BEBOKA – czymkolwiek on jest, najwyraźniej jest bardzo skuteczny. Ja z dzieciństwa pamiętam za to groźby typu: „Bo przyjdzie PAN i cię zabierze”. Nie pamiętam czy to działało, ale kilkukrotnie, mimo straszenia i tak „dawałam nogę”, potem rodzice szukali cztero-, pięciolatki z przerażeniem w oczach. Dobrze, że to inne czasy były… Oprócz PANÓW na etacie były BABY, BABY JAGI, no i DZIADY. Wachlarz możliwości właściwie jest niewyczerpany, np. można dorzucić do puli POLICJANTA (który ukarze, albo zamknie w więzieniu), modnego teraz OCHRONIARZA lub jakąś konkretniejszą (chociaż i tak nie wie jak ów ktoś wygląda i co robi) postać typu PAN ZDZICHU i PAN EDEK. Poza tym, kto z nas nie był przekonany, że jak naje się pestek, to mu wyrośnie w brzuchu drzewo, od mówienia brzydkich słów skleją się usta (lub wyszorują mu buzię mydłem), a za brak czapki, wiatr urwie mu głowę? Trzeba przyznać, że dzieciństwo to naprawdę trudny okres w życiu – tyle czyha na małego człowieka niebezpieczeństw, pułapek i dziwów.

Skoro już mniej więcej przypomnieliśmy sobie czym nas straszono, to zastanówmy się po co. Sięganie po argumenty przedstawione powyżej mają miejsce, gdy rodzice chcą/potrzebują natychmiastowego efektu, nie mają już cierpliwości (lub czasu) do tłumaczenia po raz setny tego samego, boją się o bezpieczeństwo swoich pociech: nie chcą by coś robiły, lub chcą by czegoś nie robiły (jak nie będziesz jadł warzyw/mięska, to nie urośniesz). Idea przyświecająca straszeniu, jak widać od wieków się nie zmieniła i jest nadal aktualna: straszeniem wywołać pożądany efekt. Od lat pedagodzy biją na alarm, że z dzieckiem trzeba rozmawiać, tłumaczyć mu świat – nie straszyć. Nie sądzę jednak, by w sytuacji, gdy rodzice naprawdę nie mają już sił ani pomysłów, nie decydowali się sięgać do tego sprawdzonego przez pokolenia arsenału metod niepedagogicznych, ale skutecznych (przynajmniej do pewnego momentu).

Sądząc po mojej reakcji na jeden z tytułów Strasznych bajek… (nie, nie czytałam po kolei – i całe szczęście), myślę, że DZIAD by na mnie bardziej działał niż PAN. Ale z drugiej strony, kto może pamiętać, co mu w duszy grało, gdy miał kilka lat… By już nie przedłużać, przejdę do sedna, oto wstęp bajki pt. Straszny Dziad:

Dawno temu wierzono, że niegrzeczne dzieci są zabierane przez Strasznego Dziada. Wyszukuje on maluchy, które nie sprzątają w domu, nie słuchają rodziców, albo brzydko się odzywają. Gdy tylko takie dziecko zostaje samo, on szybko chwyta go i zabiera na zawsze.

Pomijając znajdującego się w cytacie babola „go” zamiast „je” (których w książeczce niestety jest sporo), bardzo ucieszyłam się zagłębiając się w ten tekst.  Mimo, iż akurat ten kończy się dobrze, to jest on wystarczająco mroczny, by wzbudzić w czytelniku dreszcz niepokoju. Miałam nadzieję, że takie właśnie będą wszystkie historie zawarte w zbiorku. Niestety, jak już wcześniej wspomniałam zdarzają się tutaj bajki komiczne, jak ta o Czarownicy i Babie Jadze, które konkurowały o przystojnego księcia, smutne, jak ta o samotności mędrca, jednorożcu w którego nikt nie wierzył i poszukiwaniu prawdziwej miłości. Na szczęście kilka tekstów naprawdę robi wrażenie. Sufitowy potwór łapie i zjada jedną z sióstr skaczących po łóżku, wybredny książkę – zostaje zabity przez wampirzycę, córka pary, która oszukała wiedźmę zostaje potwornie oszpecona, dziewczynka, która nie sprzątała traci dom na rzecz potwora spod łóżka itd. Morały w większości tekstów są dosyć oczywiste i czytelne (wręcz dosłowne): jak ten o skakaniu po łóżku, zakazie zaglądania w jedno, konkretne miejsce i robieniu bałaganu. Niektóre opowieści jednak ni w ząb nie pasują do schematu. Dlaczego drwal ponosi karę zamiast złodzieja? Dlaczego sowa zbija kota-kłamczucha, który to przecież był wcześniej ofiarą? Dlaczego dwugłowy potwór pożarł maga, który bardzo narażał się by mu pomóc? No cóż, świat nie jest czarno-biały i nie raz to właśnie dobrzy ludzie cierpią, zło nie zawsze przegrywa. Te opowieści niosą w sobie okrutny, ale prawdziwy – przedsmak dorosłości. Wiemy, że czasami nie da się naprawić błędów, czasami ktoś nie daje nam szansy byśmy się zmienili, nie ważne jak jesteśmy wyjątkowi świat może tego nie dostrzegać i nie doceniać. Myślę, więc, że teksty te są jednak skierowane do dorosłych czytelników. Chyba, że ktoś chce zaryzykować i jest gotowy na to, by odbyć z dzieckiem kilka naprawdę trudnych rozmów….

Trzeba przyznać, że Kosińska ma wyobraźnię, w jej historiach „słychać” echa baśni o Sinobrodym, Jasiu i Małgosiu, a nawet o magicznej fasoli. Można odnaleźć także mnóstwo elementów wyłowionych z ludowych podań. Autorka nie potrafiła tej wyobraźni w pełni jednak wykorzystać. Jej przestrogi i pouczenia nie są zbyt spójne, niektóre teksty wypadają bardzo przeciętnie. Rodzice, jeśli zdecydują się czytać wspólnie z pociechami ten zbiorek, koniecznie muszą zapoznać się z bajkami wcześniej i wybrać, z którymi chcą  zapoznać swoje dzieci. Pamiętajmy, że nasi najmłodsi nie racjonalizują rzeczywistości i potraktują całkowicie na serio potwora, który zalęga się pod łóżkiem z powodu bałaganu. Nie trudno sobie wyobrazić paraliżujący lęk, który może się w dziecku obudzić, gdy np. jednorazowo zapomni sprzątnąć… Jeśli maluch jest wyjątkowo wrażliwy, czytanie może się skończyć trwałą traumą, z którą trudno będzie sobie w przyszłości poradzić. Oczywiście są też maluchy, które uwielbiają się bać lub po prostu lubią grozę – z nimi można zapuścić się głębiej w kolejne teksty.

Książka ewidentnie nie jest przeznaczona do samodzielnego czytania. Cienka okładka i mizerny papier niewiele zniosą, a mała czcionka, nieatrakcyjne, malutkie szkice w środku nie zachęcają. Jedyne co mi się pod względem estetycznym podoba, to okładka na której dwoje dzieci ukrywa się pod kołdrą – najtrwalszym pancerzem chroniącym nas od wszelkiego zła na świecie.  

Wartości edukacyjne
Przerażające są drogi prowadzące do morałów w tych bajkach, jednak one same nie są zbyt odkrywcze: bądź grzeczny, słuchaj rodziców, nie kłam, sprzątaj, nie przeklinaj itd. Zdarzają się tutaj również bajki bez morałów w tradycyjnym rozumieniu.
3/6
Koszmarkowatość
Te bajki, które zawierają w sobie makabrę i  okrucieństwo, nie podchodzą do tematu z taryfą ulgową.
6/6
Estetyka
Cienka okładka, cienki papier, mała czcionka,  malutkie szkice – wydanie w ogóle nie jest atrakcyjne. Jedynie co przemawia na plus to okładka.
1/6
Pomysłowość
Próba odkurzenia pierwotnego znaczenia straszenia na plus, jednak wcześniej ten pomysł wykorzystali słowaccy pisarze.
4/6
Inne walory
Nieszczęśliwe zakończenia.
3/6
Dostosowanie do wieku
Brak spójności tekstów powoduje, że trudno jest ustalić do jakiej grupy wiekowej są kierowane. Niektóre teksty nie nadają się dla dzieci.
 4-100



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz