W
przeszłości, pojawiające się w opowieściach Baby Jagi, skrzaty, potwory, smoki
w dużej mierze miały charakter dydaktyczny, wynikający z chęci popularyzacji określonych
zachowań. Z czasem owe stwory się skomercjalizowały. Współcześnie
„demony” mają przede wszystkim bawić, w mniejszym stopniu uczyć i straszyć.
Obecne potwory, raczej psocą niż stanowią realne zagrożenie, często pomagają
człowiekowi lub same pomocy potrzebują - nie sposób traktować ich więc
poważnie. Marcelina Kosińska, autorka Strasznych
bajek dla niegrzecznych dzieci, postanowiła sięgnąć do korzeni, odkurzyć
pierwotne znaczenie i funkcje strachów. Trzeba przyznać, że sam pomysł był bardzo
ciekawy (podobny do tego z książki Bajki
dla niegrzecznych dzieci i ich troskliwych rodziców słowackich autorów Dušana
Taragela i Jozefa Gertiliego Danglára), niestety jego wykonanie pozostawiło
wiele do życzenia. W osiągnięciu celu przeszkodził brak konsekwencji: obok
treści makabrycznych i przesyconych mrokiem i brutalnością, autorka umieściła
także opowieści smutne, lekkie i komiczne.
Zanim
jednak przejdę do omawiania książki chciałabym się zastanowić, dlaczego w ogóle
chcemy straszyć dzieci i jak to najczęściej robimy. Alicya
Rivard jest przygotowana i ma etatowego BEBOKA – czymkolwiek on jest,
najwyraźniej jest bardzo skuteczny. Ja z dzieciństwa pamiętam za to groźby
typu: „Bo przyjdzie PAN i cię zabierze”. Nie pamiętam czy to działało, ale
kilkukrotnie, mimo straszenia i tak „dawałam nogę”, potem rodzice szukali
cztero-, pięciolatki z przerażeniem w oczach. Dobrze, że to inne czasy były…
Oprócz PANÓW na etacie były BABY, BABY JAGI, no i DZIADY. Wachlarz możliwości
właściwie jest niewyczerpany, np. można dorzucić do puli POLICJANTA (który
ukarze, albo zamknie w więzieniu), modnego teraz OCHRONIARZA lub jakąś
konkretniejszą (chociaż i tak nie wie jak ów ktoś wygląda i co robi) postać
typu PAN ZDZICHU i PAN EDEK. Poza tym, kto z nas nie był przekonany, że jak
naje się pestek, to mu wyrośnie w brzuchu drzewo, od mówienia brzydkich słów
skleją się usta (lub wyszorują mu buzię mydłem), a za brak czapki, wiatr urwie mu
głowę? Trzeba przyznać, że dzieciństwo to naprawdę trudny okres w życiu – tyle
czyha na małego człowieka niebezpieczeństw, pułapek i dziwów.
Skoro
już mniej więcej przypomnieliśmy sobie czym nas straszono, to zastanówmy się po
co.
Sięganie po argumenty przedstawione powyżej mają miejsce, gdy rodzice chcą/potrzebują
natychmiastowego efektu, nie mają już cierpliwości (lub czasu) do tłumaczenia
po raz setny tego samego, boją się o bezpieczeństwo swoich pociech: nie chcą by
coś robiły, lub chcą by czegoś nie robiły (jak nie będziesz jadł warzyw/mięska,
to nie urośniesz). Idea przyświecająca straszeniu, jak widać od wieków się nie
zmieniła i jest nadal aktualna: straszeniem wywołać pożądany efekt. Od lat
pedagodzy biją na alarm, że z dzieckiem trzeba rozmawiać, tłumaczyć mu świat –
nie straszyć. Nie sądzę jednak, by w sytuacji, gdy rodzice naprawdę nie mają
już sił ani pomysłów, nie decydowali się sięgać do tego sprawdzonego przez
pokolenia arsenału metod niepedagogicznych, ale skutecznych (przynajmniej do
pewnego momentu).
Sądząc
po mojej reakcji na jeden z tytułów Strasznych
bajek… (nie, nie czytałam po kolei – i całe szczęście), myślę, że DZIAD by
na mnie bardziej działał niż PAN. Ale z drugiej strony, kto może
pamiętać, co mu w duszy grało, gdy miał kilka lat… By już nie przedłużać,
przejdę do sedna, oto wstęp bajki pt. Straszny
Dziad:
Dawno
temu wierzono, że niegrzeczne dzieci są zabierane przez Strasznego Dziada.
Wyszukuje on maluchy, które nie sprzątają w domu, nie słuchają rodziców, albo
brzydko się odzywają. Gdy tylko takie dziecko zostaje samo, on szybko chwyta go
i zabiera na zawsze.
Pomijając
znajdującego się w cytacie babola „go” zamiast „je” (których w książeczce
niestety jest sporo), bardzo ucieszyłam się zagłębiając się w ten tekst. Mimo, iż akurat ten kończy się dobrze, to
jest on wystarczająco mroczny, by wzbudzić w czytelniku dreszcz niepokoju. Miałam
nadzieję, że takie właśnie będą wszystkie historie zawarte w zbiorku. Niestety,
jak już wcześniej wspomniałam zdarzają się tutaj bajki komiczne, jak ta o
Czarownicy i Babie Jadze, które konkurowały o przystojnego księcia, smutne, jak
ta o samotności mędrca, jednorożcu w którego nikt nie wierzył i poszukiwaniu
prawdziwej miłości. Na szczęście kilka tekstów naprawdę robi wrażenie. Sufitowy
potwór łapie i zjada jedną z sióstr skaczących po łóżku, wybredny książkę –
zostaje zabity przez wampirzycę, córka pary, która oszukała wiedźmę zostaje
potwornie oszpecona, dziewczynka, która nie sprzątała traci dom na rzecz
potwora spod łóżka itd. Morały w większości tekstów są dosyć oczywiste i czytelne
(wręcz dosłowne): jak ten o skakaniu po łóżku, zakazie zaglądania w jedno,
konkretne miejsce i robieniu bałaganu. Niektóre opowieści jednak ni w ząb nie
pasują do schematu. Dlaczego drwal ponosi karę zamiast złodzieja? Dlaczego sowa
zbija kota-kłamczucha, który to przecież był wcześniej ofiarą? Dlaczego
dwugłowy potwór pożarł maga, który bardzo narażał się by mu pomóc? No cóż,
świat nie jest czarno-biały i nie raz to właśnie dobrzy ludzie cierpią, zło nie
zawsze przegrywa. Te opowieści niosą w sobie okrutny, ale prawdziwy – przedsmak
dorosłości. Wiemy, że czasami nie da się naprawić błędów, czasami ktoś nie daje
nam szansy byśmy się zmienili, nie ważne jak jesteśmy wyjątkowi świat może tego
nie dostrzegać i nie doceniać. Myślę, więc, że teksty te są jednak skierowane
do dorosłych czytelników. Chyba, że ktoś chce zaryzykować i jest gotowy na to,
by odbyć z dzieckiem kilka naprawdę trudnych rozmów….
Trzeba
przyznać, że Kosińska ma wyobraźnię, w jej historiach „słychać” echa baśni o
Sinobrodym, Jasiu i Małgosiu, a nawet o magicznej fasoli. Można odnaleźć także mnóstwo
elementów wyłowionych z ludowych podań. Autorka nie potrafiła tej
wyobraźni w pełni jednak wykorzystać. Jej przestrogi i pouczenia nie są zbyt
spójne, niektóre teksty wypadają bardzo przeciętnie. Rodzice, jeśli zdecydują
się czytać wspólnie z pociechami ten zbiorek, koniecznie muszą zapoznać się z
bajkami wcześniej i wybrać, z którymi chcą
zapoznać swoje dzieci. Pamiętajmy, że nasi najmłodsi nie racjonalizują
rzeczywistości i potraktują całkowicie na serio potwora, który zalęga się pod
łóżkiem z powodu bałaganu. Nie trudno sobie wyobrazić paraliżujący lęk, który
może się w dziecku obudzić, gdy np. jednorazowo zapomni sprzątnąć… Jeśli maluch
jest wyjątkowo wrażliwy, czytanie może się skończyć trwałą traumą, z którą
trudno będzie sobie w przyszłości poradzić. Oczywiście są też maluchy, które
uwielbiają się bać lub po prostu lubią grozę – z nimi można zapuścić się
głębiej w kolejne teksty.
Książka
ewidentnie nie jest przeznaczona do samodzielnego czytania. Cienka okładka i
mizerny papier niewiele zniosą, a mała czcionka, nieatrakcyjne, malutkie szkice
w środku nie zachęcają. Jedyne co mi się pod względem estetycznym
podoba, to okładka na której dwoje dzieci ukrywa się pod kołdrą – najtrwalszym
pancerzem chroniącym nas od wszelkiego zła na świecie.
Wartości edukacyjne
|
Przerażające są drogi
prowadzące do morałów w tych bajkach, jednak one same nie są zbyt odkrywcze:
bądź grzeczny, słuchaj rodziców, nie kłam, sprzątaj, nie przeklinaj itd. Zdarzają
się tutaj również bajki bez morałów w tradycyjnym rozumieniu.
|
3/6
|
Koszmarkowatość
|
Te bajki, które
zawierają w sobie makabrę i
okrucieństwo, nie podchodzą do tematu z taryfą ulgową.
|
6/6
|
Estetyka
|
Cienka okładka, cienki
papier, mała czcionka, malutkie szkice
– wydanie w ogóle nie jest atrakcyjne. Jedynie co przemawia na plus to
okładka.
|
1/6
|
Pomysłowość
|
Próba odkurzenia
pierwotnego znaczenia straszenia na plus, jednak wcześniej ten pomysł
wykorzystali słowaccy pisarze.
|
4/6
|
Inne walory
|
Nieszczęśliwe
zakończenia.
|
3/6
|
Dostosowanie do wieku
|
Brak spójności tekstów
powoduje, że trudno jest ustalić do jakiej grupy wiekowej są kierowane.
Niektóre teksty nie nadają się dla dzieci.
|
4-100
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz