środa, 28 września 2016

Kto się boi złego wilka? - "Wilken. Czas złego wilka.




Historia Wilczełykowego Chutoru cuchnęła złem, a ludność Temple Gurney, której liczba wciąż się zmniejszała nie miała nic przeciwko temu, by las porósł to miejsce raz na zawsze.
Wydaje wam się, że wiecie, jak to jest być likantropem? Wiadomo, delikwent ma wyostrzone zmysły, umiejętności telepatyczne, jest niezwykle szybki, zwinny i dysponuje ogromną silą. To jednak tylko jedna strona medalu. Wyobraźcie sobie, jak to jest, gdy potwornie chce się pić, ale niestety wilcze łapy nie są przystosowane do odkręcania butelki z wodą, ani tym bardziej kurków - pozostaje więc tylko wstydliwe picie z toalety. Mało pociągające, prawda? A co z ubraniami, które wilkołak/wilken ma na sobie podczas przemiany? Większość szybciutko daje się rozerwać na strzępy, tylko nie slipki! Za nic na świecie nie chcą pęknąć i niemiłosiernie wżynają się w miejsca o szczególnej wrażliwości. I jeszcze te bezoary…Ktokolwiek ma futrzastego pupila ten wie, ile ten musi się namęczyć by zwrócić wylizaną sierść. No cóż, oprócz wielu atutów, bycie mitycznym stworzeniem to ciężka harówka i nasz bohater Nat Carver powoli zaczyna się o tym przekonywać.
Ze względu na swoje umiejętności, Nat i Woody zostają agentami NocnejZmiany i przygotowują się do ostatecznego starcia z podłym Scale’m. Ten by pokonać chłopców i dopiąć swego – wprowadzić na świecie chaos – sprzymierza się z niegrzeszącym urodą demonem. Czuje się niepokonany i jest tak pewny swego, że postanawia nawet zdobyć dla swojego „zwierzchnika” pewną antyrelikwię, by mógł wypuścić na świat hordy zła wprost z trzewi piekła. Zanim jednak ten przepiękny plan się ziści, Scale zadowala się uprowadzaniem chłopców i przeistaczaniem ich w swoich swoich niewolników-wilkołaków, mordowaniem owiec, podpaleniami i napuszczaniem na Temple Gurney wygłodniałych zombie. Przygoda Nata i jego przyjaciela zatacza więc koło: by pokonać wroga wracają tam, gdzie wszystko się zaczęło. Miasteczko nie przypomina już jednak tętniącego życiem miejsca, którym jeszcze niedawno było. Teraz to wyludnione, martwe, terroryzowane przez przeróżne kreatury wygwizdowo. Nat i Woody będą mieli więc pełne ręce roboty, zanim uda im się przegnać stąd panoszące się zło.  Na szczęście nie wszystkie wilkołaki okażą się na wskroś zepsute i a zombie kiepsko znoszą kontakt z solą, co nieco ułatwi im wykonanie misji.
Ostatnia część przygód dwóch nietypowych chłopców udała się Di Toft najlepiej. Widać, że pisarka się rozkręca i jej warsztat jest coraz lepszy. W przeciwieństwie do poprzednich tomów, w tym czytelnik nie wpada w dłużyzny: poszczególne wątki (działalność Scale’a, poszukiwanie „skarbu” templariuszy itd.) zostały zgrabnie wyważone. Nieskomplikowaną fabułę zmierzającą w przewidywalnym kierunku – chociaż zakończenie może być dla niektórych sporym zaskoczeniem – dopełniają sugestywne opisy. Jeśli chodzi o wszelkie obecne w powieści straszności, to Di Toft opisując okrucieństwa, śmierć i tortury, robi to w sposób bardzo przystępny dla młodszego czytelnika. Gęstniejący ze strony na stronę mrok rozprasza elementami humorystycznymi, takimi jak kiepskie żarty Woody’ego, i potwory, które można pokonać tym co ma się pod ręką (zapamiętajcie sobie: wampiry nie znoszą cebuli, a zombie soli).
Wielka szkoda, że niewielu czytelników sięgnęło po trzeci „wilkenowy” tom. Niestety, tak jak pisałam przy okazji poprzednich części: celowano w nieodpowiednią grupę wiekową czytelników i nawet świetna trójwymiarowa okładka nie mogła niczego zmienić. Poza tym porównywanie przygodowych młodzieżówek, do Harrego Pottera, tylko dlatego, że występują w nich fantastyczne postacie, jest krzywdzące. Czytelnik skuszony takim porównaniem, będzie miał wygórowane oczekiwania. Zawiedziony (bo myślał, że przeczyta wielowymiarową baśń), po kolejne części już nie sięgnie. A szkoda, bo Wilken. Czas złego wilka, to naprawdę kawał świetnej przygotówki. Autorka opierając fabułę na motywie odwiecznej walki dobra ze złem, przypomniała nam o wartościach, takich jak przyjaźń, lojalność. I bezinteresowność. Między wierszami dała nam również ostrzeżenie: nikt nie urodził się na wskroś zły, to dokonywane przez niego wybory (wzmacniane oczywiście przez okoliczności) sprawiały, że stanął po tej a nie innej stronie barykady. Taki sam wybór należy także do każdego z nas, a to bardzo cenna i zarazem gorzka lekcja.

piątek, 2 września 2016

Angielski wilken w Paryżu - "Wilken. Cyrk Półmroku"


Gdy pod koniec pierwszego tomu podły Scale rzucił się do gardła Natowi, myśleliśmy, że będzie po nim. Na szczęście przeprowadzona w porę medyczna (?) interwencja uratowała chłopcu życie. Wykonany zabieg – przetoczenie krwi Woody’ego – okazał się jednak mieć pewne skutki „uboczne”. Nie wiedzieć kiedy Nat stał się bowiem mieszańcem: nie dość, że ugryzł go wilkołak – a wiemy do czego to prowadzi - to w jego żyły dodatkowo wpompowano krew wilkena. Mieszanka iście wybuchowa. I zarazem jedyna w swoim rodzaju.

 

Po zamieszaniu w Wilczełykowym Chutorze (tom I) rząd musiał zatuszować kilka paskudnych spraw. Oprócz tego wrogo nastawione w stosunku do ludzi istoty zaczęły być bardzo aktywne. Agenci należący do powołanej specjalnie do ich zwalczania jednostki -Nocnej Zmiany - mieli więc pełne ręce roboty. Mimo tego całego zamieszania ich nowy szef, Quentin Corne, nie spuścił z oka poczynań rodziny Carverów. Natowi wraz z mamą nie udało się więc niepostrzeżenie wymknąć do Europy, gdzie w Cyrku Półmroku czekali już na nich Woody i tata chłopca. Do trupy wraz z naszymi bohaterami dołącza więc również tajna agentka Fish. I całe szczęście, bo za naszymi bohaterami do Francji przybyły także poważne kłopoty. Tym razem czyha na nich „złe oko” Scala, który zawarł pakt ze złymi mocami i posłuszne swojej okrutnej Królowej, nie znające litości wampiry. Mówiąc krótko: będzie się działo.

 

Porównywanie przygód Nata do przygód Harrego Pottera niestety nie sprawi, że nagle staną się one równie intrygujące. To, że historia spisana przez Di Toft nie jest takim strzałem w dziesiątkę, jak twórczość Rowling, nie oznacza jednak, że jest ona pozbawiona uroku. Mamy tutaj Cyrk Iluzji i Półmroku, przerażające opowieści przy ognisku, oko Scale’a (skojarzenie z Okiem Saurona nieuniknione) kilka bitew z wampirami - na szczęście okaże się, że w walce z nimi cebula wcale nie jest gorsza od czosnku – oraz wspaniałe wilkeny. Może dlatego, że akcja drugiego tomu rozgrywa się głównie – naprawdę mroźną - zimą, to wydała mi się zdecydowanie mroczniejsza od pierwszej. Tego stanu rzeczy nie zmieniła nawet obecność barwnego cyrku i nadprzyrodzonych członków trupy.

 

Fabuła toczy się przewidywalnym torem i tym razem bowiem autorka postawiła na wartości takie jak przyjaźń i lojalność. Pokazała również, że każdy może pobłądzić, jeśli jednak chce być dobry nic nie stanie mu na przeszkodzie by takim być (w  drugą stronę to – niestety - również działa). Mimo, że nie uniknęła kilku dłużyzn, i słabszych fragmentów, to ogólnie akcja jej opowieści jest wartka. Jej atutem jest także spora liczba bohaterów, dzięki którym tekst tętni życiem. Niezbyt rozbudowane i dowcipne dialogi są lekkie w odbiorze. Co prawda w plastyczne opisy wkradła się schematyczność, ale ona może znużyć tylko starszego czytelnika, młodszy nie zwróci na nią uwagi. I to jest chyba największy problem cyklu o przygodach Woody’ego i Nata: opowieść jest zbyt obszerna dla młodszego czytelnika i zbyt infantylna dla starszego. Podobnie główni bohaterowie, dla współczesnych „podlotków” jak  na swój wiek są bardzo dziecinni, co zapewne utrudnia utożsamianie się z nimi. Wydaje mi się, że głównie niefortunny wybór grupy docelowej sprawił, że książka przeszła bez większego echa i niewielu z czytelników po lekturze pierwszego, sięgnęło także po drugi tom.

 

Problemem serii może być również coś innego. Autorka w osobliwy sposób odziera rzeczywistość z iluzji, zarazem mieszając świat fantastyczny z rzeczywistym. W pierwszym tomie najbardziej przeraził mnie fragment, w którym dziecko strzela bez powodu z broni palnej do bezbronnego – w swoim mniemaniu - psa. Brak empatii i bezsensowne okrucieństwo nastoletniego chłopca dają sporo do myślenia. W drugiej części mały odbiorca będzie musiał stawić czoła czemuś innemu, czemuś co także w dorosłym budzi mieszane uczucia i co woli on wyprzeć ze świadomości. Mięso nie rośnie na drzewie, a drapieżniki polują i zjadają swoje ofiary. Di Toft opisała to nad wyraz wyraziście, unikając jednak okrutnych szczegółów. To zupełnie naturalne, że aby zaspokoić głód wilkołaki zabijają w zoo bezbronne świnki morskie, króliki itd. Toczą także bój z dzikiem, który rozpaczliwie walczy o życie - i  tę bitwę przegrywa. Dla wrażliwszych rodziców taki przekaz może okazać się zbyt mocny.  Niestety wielu dorosłych nie jest gotowych na taką prawdę. Wydaje mi się jednak, że w tej sytuacji to Sumińska ma rację: najmłodsi powinni wiedzieć i poznawać (oczywiście w najbardziej delikatny sposób). Skoro dzieci są naszą przyszłością, to lepiej by przyszłość ta była świadoma. To właśnie odwracanie wzroku, brak zainteresowania i udawanie, że mięso pojawia się na sklepowych półkach znikąd powoduje, że zwierzęta często nadal nie są traktowane w humanitarny sposób.

 

Ci którzy lubią historie o wilkołakach, wampirach, kryp-tydach, fanunach oraz palczakach i ci którym spodobała się pierwsza część, nie zawiodą się Wilkenem. Cyrkiem Półmroku. Podobny jest tutaj styl i sposób prowadzenia fabuły. Warto podkreślić także, że druga część, podobnie jak pierwsza część, zachwyca świetną, trójwymiarową okładką, która nie pozwala przejść obok książki obojętnie.